Turystyka hotelowa i gastronomiczna
Większość z nas podróżuje przede wszystkim po to, by wypocząć i coś zobaczyć - muzealne ekspozycje, dzieła architektury, ciągnące się po horyzont krajobrazy czy wielowiekowe zabytki. Są też jednak tacy, dla których turystyka wiąże się przede wszystkim z odwiedzaniem hoteli i renomowanych restauracji. Czy taki trend należy jednak uznać za przelotną modę, czy za zjawisko, które ma przed sobą przyszłość?
Narodziny turystyki nastawionej przede wszystkim na podróżowanie do restauracji i hoteli kojarzone jest z powstaniem serii przewodników Michelin, wydawanej przez właścicieli przedsiębiorstwa oponiarskiego o tej samej nazwie - André i Édouarda Michelinów. To właśnie w publikowanych przez nich bedekerach zaczęto opisywać miejsca, w których w czasie podróży warto zjeść i przenocować.
Czerwonej książeczki Michelin nie trzeba dziś raczej żadnemu miłośnikowi dobrej kuchni i dalekich podróży przedstawiać - przez wielu smakoszy traktowana jest bowiem niemal jak kulinarna biblia. Nic zresztą dziwnego: zamieszczane w niej rekomendacje znaczą w świecie gastronomii dokładnie tyle, ile Oscary w branży filmowej. Przyznawane w nich wyróżnienia potrafią więc przysporzyć restauracjom tłumów, a pracujących w nich szefów kuchni wywindować na sam szczyt.
Moda na turystykę kulinarną dotarła również do naszego kraju. Jest to jeszcze, co prawda, dość wąska nisza, ale podróże do kulinarnych świątyń Europy i świata nie są już dzisiaj dla sporej części z nas wielkim zaskoczeniem. Marzeniem większości foodies - czyli, po polsku, smakoszy i entuzjastów dobrego jedzenia - była kiedyś wizyta w legendarnej hiszpańskiej El Bulli Ferrana Adrii, która w latach swojej świetności uchodziła za najlepszą restaurację na świecie. To właśnie tutaj rodziła się nowoczesna kuchnia molekularna i to również tutaj przez prawie dwie dekady wyznaczano trendy, które naśladowała europejska gastronomia. Ale nie był to jej jedyny wyróżnik.
W El Bulli - działającej wyłącznie od kwietnia do września (przez pozostałe miesiące Adrià opracowywał menu na kolejny sezon, eksperymentował w kuchni i prowadził działalność dydaktyczną) - rezerwacji dokonywano bowiem tylko przez jeden dzień w roku. Liczba posiłków, które wydawano na przestrzeni tych kilku miesięcy, była tymczasem ściśle limitowana.
Ograniczono ją bowiem do zaledwie 8 tys. dań, co - przy 400 osobach starających się o miejsce przy stoliku (i aż 800 tys. osób, które co roku próbowały tam dokonać rezerwacji) - zakrawało niemal na szaleństwo. Takie podejście przysparzało jednak Adrii rozgłosu, zapewniając mu pozycję najbardziej bezkompromisowego szefa kuchni na świecie, a jego restaurację czyniąc obiektem kultu i prawdziwą świątynią wyjątkowego jedzenia. Nic zatem dziwnego, że wizyta w El Bulli dla każdego miłośnika niebanalnych kulinariów była wydarzeniem co się zowie.
El Bulli zamknęła jednak swoje podwoje w 2011 roku i nie zanosi się na to, aby prędko je znowu otworzyła. Ponieważ jednak nie tylko natura, ale i gastronomia próżni nie lubi, entuzjaści nietuzinkowej kuchni przenieśli swoją uwagę na inne restauracje. W poszukiwaniu nowych doświadczeń kulinarnych jedzie się w tej chwili do kopenhaskiej Nomy (której Szef - René Redzepi - uchodzi dziś za nie mniej pomysłowego od Adrii) czy do położonej w Madrycie DiverXO. Kolacja w tej ostatniej przypomina raczej multimedialno-kulinarny spektakl niż zwykły posiłek. Właściciel restauracji, David Muñoz, robi bowiem wszystko, aby przygotowywane przez niego dania raz po raz wywracały na nice przyzwyczajenia odwiedzających go gości.
Fakt, że Polacy również potrafią eksperymentować w kuchni, dowodzi od lat Wojciech Modest Amaro, właściciel położonego w Warszawie Atelier Amaro, pierwszej polskiej restauracji wyróżnionej gwiazdką Michelina. Jego lokal przeniósł się niedawno pod nowy adres - ze stołecznej Agrykoli zawędrował mianowicie na pl. Trzech Krzyży. Zmienił się co prawda wystrój i powiększyły przestrzenie (w starym lokalu mieściło się raptem kilka stolików), ale nie zmieniło się jednak podejście samego Amaro do gotowania. Opracowane przez niego menu wciąż inspirowane jest rozpisanym na 52 tygodnie autorskim kalendarzem natury, a pomieszczone w nim dania nadal stanowią wariację na temat smaków i produktów charakterystycznych dla polskiej tradycji.
Co ma jednak zrobić europejski foodie, jeśli Stary Kontynent zjedzie wzdłuż i wszerz, zaglądając do wszystkich wartych odwiedzenia miejsc z wyjątkowym jedzeniem? Cóż, wówczas śmiało może ruszyć w podróż do Tokio, stolicy Japonii, gdzie znajdują się w tej chwili aż 234 gwiazdkowe restauracje. To absolutny światowy rekord!
Coraz popularniejsza staje się jednak nie tylko turystyka gastronomiczna, ale także hotelowa. Polacy coraz chętniej i częściej szukają bowiem miejsc noclegowych "z charakterem", położonych niekoniecznie w centrach dużych miast czy w pobliżu znanych atrakcji turystycznych. Świetnym przykładem mogą być choćby usytuowane w okolicach Nałęczowa Apartamenty w drzewach, które - zgodnie z nazwą - rzeczywiście ulokowane są kilka metrów nad ziemią, w koronach drzew. Z okien domków roztacza się widok na bujną roślinność nałęczowskich wąwozów lessowych. Wokół panuje więc cisza i spokój, dzięki czemu można prędko zapomnieć o wielkomiejskim zgiełku i codziennej krzątaninie.
Na brak zainteresowania nie mogą również narzekać właściciele oryginalnych hoteli położnych "nad wodą": w pobliżu jezior i zalewów. Naszą uwagę zwrócił choćby Hotel Galery69 usytuowany w Dorotowie koło Olsztyna, tuż nad Jeziorem Wulpińskim. W budynku znajdziemy jednak nie tylko oryginalnie urządzone miejsca noclegowe, zaprojektowane ze smakiem i pomysłowością (do aranżacji hotelowych przestrzeni użyto m.in. designerskich mebli z drewna, które same w sobie są zachwycające). Działa tu także galeria sztuki z obrazami starannie wyselekcjonowanymi przez właścicieli przybytku - Małgorzaty i Wojciecha Żółtowskich. Tego rodzaju miejsca przyciągają estetów, którym marzy się bliski kontakt z naturą i pięknem przyrody.
Nad malowniczym jeziorem ulokowany jest również inny butikowy hotel - działający w Gródku nad Dunajcem (jakieś 100 km od Krakowa) Lemon Resort Spa. Parterowe i piętrowe budynki ulokowane są niejako w dwóch szeregach ciągnących się kaskadowo wzdłuż cypla Jeziora Różnowskiego. To właśnie jego taflę można oglądać z okien modernistycznych pawilonów, które zachwycają swoim minimalizmem i prostą, acz szlachetną, elegancją.
Że kobiety również świetnie sobie radzą w świecie hotelarstwa i gastronomii spod znaku "haute cuisine", dowodzi od lat Ana Roš, szefowa kuchni w słoweńskiej restauracji Hiša Franko Casa, która gościła już m.in. w dostępnym na Netfliksie programie Chef's Table i wyróżniona została niedawno tytułem najlepszej szefowej kuchni na świecie.
Prowadzona przez nią restauracja ściąga foodies z całego świata, którzy u Roš mogą nie tylko zjeść, ale także zatrzymać się na noc w prowadzonym przez nią hotelu, stanowiącym znakomitą bazę wypadową pozwalającą zapuścić się w głąb słoweńskich przełęczy, lasów i łańcuchów górskich. To miejsce z pewnością warte uwagi - docenią je bowiem i miłośnicy nietuzinkowych kulinariów, i osoby, które cenią sobie oryginalne, butikowe hotele.
Sprawdź, czym oddychasz! Jakość powietrza w polskich miejscowościach --> kliknij!
Aplikacja Weź parasol - pogoda już cię nie zaskoczy
Sprawdź prognozę długoterminową na 25 dni
Sprawdź prognozę pogody godzina po godzinie dla wybranego miejsca
Sprawdź prognozę dla twojego miasta i regionu. Kliknij!
Planujesz wyjazd? Sprawdź prognozę pogody na najbliższy weekend!